czwartek, 12 lipca 2012

Magoria



                                                    

                               Prolog                                                      
  Nazywam się Rose Bethram.Nie wiem ile mam lat.Na Ziemi żyję 14 , ale w środku czuje jakbym miała ze 100. Umarłam chociaż teoretycznie żyję.Ale praktyka zupełnie różni się od teorii.Odeszłam wraz z moim przyjacielem.Kiedy on opuścił swoje ciało nie planując powrotu do niego,moją duszę,całą mnie, nieświadomie zabrał ze sobą.Zostało po mnie, tylko żyjące ciało a w środku jakieś strzępki duszy po wewnętrznym rozdarciu.
Planowanie przyszłości w tak wielkim świecie stało się dla mnie bólem i zaczęło sprawiać trudności.Przestałam więc myśleć o przyszłości i codziennie powracałam do przeszłości.Tak było łatwiej.Wiedziałam że to nie zdrowe dla mojej psychiki ale ona już dawno została zbajerowana.Nie zależało mi na niczym.Jednak  to nie ma być opowieść o wewnętrznej burzy jaka mnie dopadła,leczo o przyjaźni dwóch stworzeń, z których jedno już dawno uznano za mityczne.
Zadziwiającym faktem okazało się to, że ludzie wymierają.Pozostają jedynie żyjące ludzkie ciała które nie mają duszy albo ich dusza została skażona czymś wstrętnym.Na 10 przypadkowych osób tylko 2 zdawały się być prawdziwymi ludźmi.
                 -A smoki? Haha.W XXI wieku nie istnieje coś
                 takiego jak magia a tym bardziej mityczne stworzenia.
  Mało kto wierzy w duchy, a co dopiero w takie "coś"

Życie większości ludzi polega na codziennym robieniu tego samego.Świat się zmienił.Dzieci się zmieniły.

Jest jeszcze garstka nadziei,bo da wielu z nich istnieje  magia zwana wyobraźnią.

Żyjemy w świecie komputerów i nowych technologi,które niszczą człowieka.

Wszystko to co w nim dobre gnije od wewnątrz.
Ludzie stali się zawzięci,bezmyślni i bezczelni.
Świat jest dziwny.
Strach przed nieznanym rośnie jeszcze bardziej,kiedy jesteśmy sami.Włącza się wtedy nasza wyobraźnia.Widzimy rzeczy których nie ma.A może są tylko znikają,by pozbawić nas świadomości tego ,co  tak na prawdę  się dzieje.

______________________________________________________________________

            


         Rozdział I:       Dziwne Miejsce


    Do Magorii trafiłam przypadkiem.Choć tak na prawdę nic nie dzieje się bez przyczyny.Musiałam wyjść z domu bo nie wytrzymałabym kolejnej sprzeczki na mój temat która doprowadziłaby do awantury.Wybrałam się na wieczorny spacer.Szłam moją ulubioną drogą.Była słabo oświetlona ale ten półmrok dodawał jej uroku.Było tam wiele sklepów ze starociami oraz moja ulubiona jak i stara kawiarnia.Szłam powoli po 20 minutach doszłam do kawiarni.Była już zamknięta a miałam nadzieje że może zdążę jeszcze na porcje sernika.Nagle zobaczyłam dziwną sytuacje.Pewna kobieta stała i rozmawiała z kwiatami.Nie widziałam jej dokładnie ponieważ zrobiło się już ciemniej.Można było uznać ją za chorą psychicznie jednak zauważyłam w niej coś normalnego.Nie da się "tego" opisać.Postanowiłam podejść i podsłuchać o czym rozmawiają.Wiem że to nie wypada jednak chęć zobaczenia  jak wygląda była większa niż moja niby to silna wola.  
 -On na prawdę tego nie rozumie.-Powiedziała po czym urwała i spojrzała w moją stronę.  Potem powiedziała coś pod nosem czego nie usłyszałam i odeszła.Dopiero teraz zauważyłam że bolą mnie nogi.Usiadłam więc na ławce.Kochałam tu siedzieć i patrzeć na ludzi.Każdy gdzieś się śpieszył   i miał jakąś "ważną" sprawę. Im dłużej patrzyłam się na swoje czubki butów tym bardziej bolały mnie nogi.Koniec końców zrobiło się zimno a światła pogasły i z półmroku zrobił się mrok.Posiedziałam jeszcze chwilę żeby poobserwować księżyc. Była pełnia.Księżyc świecił jak zaczarowany.W pewnej chwili poczułam że jest mi na prawdę zimno i poszłam do domu.Poczekałam aż wszyscy pójdą spać i wybrałam się do łazienki aby wziąć prysznic.Dzięki ciepłej wody zrobiłam się senna więc od razu pomaszerowałam do łóżka.Była już pierwsza w nocy a ja mimo senności leżałam i gapiłam się w sufit.Później jednak powieki zrobiły się ciężkie i zasnęłam.Spałabym jeszcze  z parę godzin ale obudził mnie
          -Rider!Choć  tu do mnie.-powiedziałam z podnieceniem.I zaczęłam opowiadać mu o moim śnie.Rider to kot i chyba jedyne stworzenie w tym domu które nie ma do mnie pretensji.Często się mu zwierzałam mimo iż on nic nie rozumiał.Ale chociaż słuchał.Poleżałam jeszcze trochę i zeszłam na dół  zjeść śniadanie.Umyłam zęby i włączyłam telewizor.Jak zwykle nie ominęło mnie narzekanie  siostry.  
           -Może idź posprzątaj zamiast siedzieć przed telewizorem.Ty nie w tym domu nie robisz!            Bla bla bla...Przestałam jej słuchać.Margaret-zawsze uporządkowana i grzeczna.Po prostu ideał człowieka.Ja w porównaniu do niej jestem jak czarna plama na białym tle.To niezwykłe jak jedna osoba może zepsuć humor na cały dzień.Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku.
                             -Ile razy można krytykować jedną osobę?!-Powiedziałam a raczej krzyknęłam do Ridera a on schował się pod łóżko.
                             -Idę na spacer.Pilnuj pokoju.
Powędrowałam do kawiarni jak jakiś zaprogramowany robot.Usiadłam w moim ulubionym miejscu przy oknie.Kawiarnia była stara ale tam zawsze jest spokojnie.Pewnie dlatego że mało kto tu bywa.W tle leciała jakaś muzyka ze starej,podrapanej szafy grającej.Zamówiłam kawę a potem lody bakaliowe.Siedziałam obserwując ludzi i jedząc lody.Jadłam powoli więc się już prawie roztopiły.Nagle zobaczyłam znowu tą  samą sytuacje co wczoraj.
                           -Ta kobieta...ehhhh-powiedziałam sama do siebie.
Zapłaciłam 20 zł. i wybiegłam.Usiadłam na ławce przed kawiarnią by poobserwować bliżej co się tam działo .Teraz widziałam ją dokładnie.Była średniego wzrostu.Miała kruczoczarne włosy upięte w niedbały kok.Na nosie ledwo trzymały się okulary.Ubrana była w ciemnozieloną,długą sukienkę a z ramion zwisał czarny szal.Kiedy widziałam ją znowu rozmawiającą z kwiatami, humor mi się poprawił.Nie podeszłam bliżej ponieważ bałam się że znów ucieknie.Na chwilę odwróciłam wzrok  żeby zabić komara który usiadł mi na nodze.Kiedy spojrzałam w tamtą stronę po raz kolejny,już jej nie było.Nagle wstałam i poszłam w stronę tego miejsca gdzie znajdowała się ta kobieta.Nigdzie jej nie było.Po 20 minutach poszukiwań zrezygnowałam.Chciałam już wrócić do domu.Ale znalazłam się w jakimś dziwnym miejscu.Nie tam gdzie stałam dosłownie przed paroma sekundami.To dziwne wydawało mi się że znam wszystkie miejsca w moim miasteczku.Usiadłam na jakimś wielkim kamieniu żeby sobie przypomnieć co się stało.Oparłam się tylko o murek żeby odpocząć...
                      -No na pewno nie...to nie możliwe-powiedziałam do siebie. Po tym jak oparłam się o murek miałam dziwne uczucie jakbym spadała w dół a potem jakbym wirowała.Na koniec śmieszne łaskotanie w brzuchu i film się urywa.Chyba zemdlałam.No tak dopiero teraz poczułam że boli mnie kolano.Było całe we krwi.Musiałam spaść na jakiś kamień.

                    -O rany...-usłyszałam czyjś głos za plecami.I rzecz  jasna odwróciłam się żeby sprawdzić do kogo należy.A za mną stało zielone "coś".Mogłabym "to" nazwać skrzatem ale miało dwa rogi i długi nos.Stał i patrzył na mnie jakbym to ja była czymś dziwnym.
                 -Jesteś człowiekiem?-zapytał z podnieceniem.Na pozór wydaje się to dość normalne pytanie, ale tak na prawdę jest dosyć dziwne i zaskakujące.Nikt mi wcześniej nie zadał takiego pytania więc jeszcze bardziej się zdziwiłam
              -Eee,tak.Tak sądzę.-odpowiedziałam z zażenowaniem.
               -Oh,gdzie moje maniery.Wybacz.Nazywam się Hilary.I ukłonił się nisko.Po paru minutach dotarło do mnie, że stoję jak słup,z otwartymi ustami i gapię się na niego.Próbowałam coś powiedzieć ale zamiast słowa wydałam jakiś dziwny odgłos,który wyraźnie go rozśmieszył.Po dłuższej chwili wyrwałam się z "hipnozy".
             -Możesz mi powiedzieć jak trafić do kawiarni "Magiczne nasiono'"? Patrzył na mnie jak na wariatkę. -Gdzie?W Magorii nie ma kawiarni.Owszem były ale odkąd nastały tak srogie czasy,wszystkie pozamykano.
             -Przepraszam gdzie?-zapytałam z  większym przerażeniem.
             -W Magorii.-zmierzył mnie wzrokiem i dodał-Chyba potrzebna jest ci pomoc.      
        Nie wiem czy chodziło mu o to ,że  dla niego zachowuję się jak chora psychicznie czy o moje nadal krwawiące kolano.Zrobił parę kroków w stronę skał i się zatrzymał.
               -To idziesz czy nie?-Powiedział z troską w głosie.I nagle moje  nogi same ruszyły za nim.Weszliśmy do jakiejś jaskini było bardzo ciemno. Hilary szepną coś pod nosem i nagle zrobiło się jaśniej.Nad jego dłonią unosiła się ognista kula.Nogi bolały mnie już okropnie.Byłam zmęczona,nie dałam rady już iść. -Daleko jeszcze?-zapytałam ostatkiem sił.
                               -Już niedaleko. Jeszcze kawałek.
Wyszliśmy z jaskini.Szepną coś pod nosem i ognista kula zniknęła.Staliśmy na jakiejś łące.Ale około 15 metrów przed nami znajdowała się jakaś wielka brama.Kiedy doszliśmy do niej,Hilary zapukał rózgą.                      -Hasło?-zapytał głos zza bramy
                               -Tunum Oculus-odpowiedział z dumą Hilary.